Damian Jemioło jest kolejnym ekspertem, który uchylił rąbka tajemnicy na temat swojej pracy w czasach pandemii, opowiedział o planach na przyszłość oraz o tym jak wielowątkowe są jego myśli.

Jak wygląda Twój zwykły dzień roboczy w dzisiejszych czasach? Nad czym aktualnie pracujesz?
W branży mediów mówi się, że każdy dzień jest wyjątkowy i inny od poprzedniego. Trochę tak to wygląda, ale też nie jest to takie zero-jedynkowe. Teoretycznie codziennie piszę o czymś innym, poznaję nowe osoby, ale praktycznie obracam się przede wszystkim wokół tematyki digitalu. Taki standardowy dzień pracy dla dziennikarza, to po prostu – reaserch, maile, telefony, video calle, a na końcu pisanie artykułu czy przeredagowanie wywiadu z języka mówionego na ten pisany.
Ja jednak oprócz bycia dziennikarzem określam siebie jako twórcę treści. Poza pracą w mediach zajmuję się też copywritingiem – zarówno od strony typowo SEO, jak i od tej bardziej content marketingowej. Tutaj sytuacja wygląda mimo wszystko trochę podobnie. Już nie pozyskuję klientów, tak jak robiłem to dotychczas, bo copywriting nie jest już moim głównym źródłem dochodów, a piszę dla konkretnych marek, firm czy osób. Robię to jednak coraz rzadziej, rozwijając się bardziej w stronę dziennikarstwa. Copywriting zaczął mnie zwyczajnie męczyć, stawać się odtwórczy. Trudno o ciekawe zlecenia, za to pełno jest takich nastawionych typowo na tworzenie “precli”. Ponadto od marca ruszyłem z autorskim podcastem “Miejsce na Twoją Reklamę” i na tym chcę się skupiać. Planuję zwiększyć częstotliwość i rozwijać swoje kompetencje w montażu audio, ale też poznawać branżę podcasterską. Jeżeli pytasz natomiast o to, nad czym pracuję od strony dziennikarskiej, to raczej nie mam żadnego takiego materiału, którego przygotowanie pochłaniałoby sporą część mojego czasu. Często tworzę teksty tego samego dnia lub następnego. Mało który temat ciągnie się dłużej niż przez tydzień. Taka “długoterminowość” to raczej domena dziennikarstwa śledczego czy społecznego, a nie marketingowego czy lokalnego.
Jak pandemia wpłynęła na Twoją pracę?
Paradoksalnie bardzo trudno jest odpowiedzieć na to pytanie inaczej niż “to zależy”. Kiedy wybuchła pandemia moim głównym etatem była praca w mediach lokalnych, obecnie jest nim dziennikarstwo digitalowe. Aktualnie sytuacja epidemiologiczna ma raczej znikomy wpływ na moje obowiązki, bo pracuję zdalnie, a nasza redakcja jest rozproszona po całej Polsce. Kiedy jednak skupiałem się na mediach lokalnych, to pandemia odcisnęła olbrzymie piętno na mojej pracy. Poza takimi oczywistościami, które dotknęły prawie każdą branżę, jak obniżenie honorarium o 20% z powodu zmniejszonych przychodów firmy, to tematyka gazet i portali wywróciła się o 180°. Przez prawie cały pierwszy kwartał trwania pandemii pisaliśmy praktycznie jedynie o koronawirusie i tematach pokrewnych.
Czytelnicy po jakimś czasie zresztą zaczęli nam zarzucać, że piszemy tylko o COVID-19, ale uwierz mi – nie robiliśmy tego, bo tak bardzo nam się ten temat podobał. Wręcz przeciwnie – nienawidziliśmy tego i mieliśmy tego serdecznie dosyć. Po prostu nic innego się nie działo – wszystkie wydarzenia sportowe czy kulturalne zostały odwołane. Życie na mieście przestało istnieć. Ulice były puste, a ludzie bali się rozmawiać twarzą w twarz.
Pamiętam, jak po pewnym czasie zaczęły pojawiać się akcje w internecie – i to nie denialistów epidemiologicznych, tylko psychologów – którzy sugerowali, żeby odroczyć czytanie artykułów czy oglądanie telewizji, bo przedstawiana w nich rzeczywistość pandemiczna może przyczyniać się do wzmożonego stresu czy epizodów depresyjnych.
No cóż – trudno jest odłożyć temat koronawirusa czy media na bok, kiedy w nich pracujesz. Zatem ja i wielu moich kolegów oraz koleżanek takiego komfortu nie mieliśmy i musieliśmy mierzyć się nieraz w pierwszej kolejności z wszelkimi komunikatami dotyczącymi zmieniającej się rzeczywistości. Cała redakcja przeszła na tryb home office. Przez pierwszych kilka tygodni pandemii praktycznie nie wychodziłem z domu, bo nie było dokąd ani do kogo się udać. Dodatkowy hejt ze strony czytelników w gronie których po pewnym czasie zaczęło przybywać denialistów, nie pomagał, a wręcz przeciwnie. Nie będę ukrywać – izolacja, obniżenie dochodów, sugerowanie, że jesteśmy częścią światowego spisku, który chce zniszczyć wolnych ludzi, bo informujemy o nowych zakażeniach i wkrótce Polacy nas rozliczą, odcisnęły na mnie duże piętno. Ze skutkami tego borykałem się przez dobrych kilka miesięcy i sądzę, że nie byłem jedynym takim dziennikarzem w Polsce.

Jak oceniasz rolę mediów w obecnej covidowej sytuacji? Myślisz, że współpraca z ekspertami ma znaczenie?
Tu ponownie wychodzi ze mnie mój “tozależyzm”. Rolę mediów w sytuacji epidemiologicznej tak naprawdę można by było podzielić na kilka etapów. Na początku pandemii pełniły one funkcję przede wszystkim informacyjną. Tym bardziej że dla nas wszystkich była to zupełna nowość, a świadomość o koronawirusie była żadna. Przypominam, że w pierwszych miesiącach trwania pandemii przekonywano o niesamowicie wręcz wysokiej śmiertelności COVID-19, o tym, że spożywanie letniej wody, witaminy C czy wody utlenionej może “wirusa zabić”, czy że możliwym jest zakażenie się nim od psa lub kota. Wtedy rolą mediów było rozprawianie się z takimi fałszywymi przekonaniami i przekazywaniem informacji o ilościach zakażeń, zgonów czy ozdrowień.
Później w grę wchodziło jeszcze patrzenie władzy na ręce – mówienie o tym, jaki wpływ na poszczególne segmenty gospodarki ma lockdown, co rząd przy okazji reżimu epidemiologicznego chce przegłosowywać czy to jak wyglądają nasze przygotowania do walki z COVID-19. Oczywiście mam tu na myśli media mainstreamowe i lokalne, a niekoniecznie tworzone przez jakieś ugrupowania ideologiczne, bo one często paradoksalnie robiły więcej szkody niż pożytku tzn. rozpowszechniały fake newsy czy teorie spiskowe. Problem z mediami i koronawirusem polegał jednak na tym, że my obok rządu i służb byliśmy tak naprawdę najbardziej na celowniku ludzi. Nawet jeżeli przekazywaliśmy suche informacje, bez opatrywania ich jakimkolwiek komentarzem publicystycznym, to po pewnym czasie mogliśmy liczyć na falę komentarzy od denialistów, którzy zarzucali nam sianie propagandy. Wielu ludzi szybko przestawało wierzyć w zagrożenie czy w ogóle negowało istnienie pandemii.
Winę za zastaną rzeczywistość zrzucano często na media, które w Polsce są takim trochę chłopcem do bicia.
“Media o tym nie mówią”, “media sieją dezinformacje”, “poziom dziennikarstwa w Polsce to dno”, “media mówią tylko o tym”, “wyłącz TV, włącz myślenie” itd. Ci sami ludzie zapędzają się później do baniek informacyjnych w obrębie social media. W tych jednak już nie widzą takiego zagrożenia dla obiektywizmu i racjonalizmu. Obecnie obserwuję wzrost nieufności wobec mediów i właśnie tworzenie się takich banieczek. Moim zdaniem jest to trochę powiązane z upadkiem autorytetu dziennikarza. To zresztą bardzo ciekawy temat i naprawdę skomplikowany, ale raczej nie ma tu miejsca na dłuższy wywód.
Zaś co do kontaktu z ekspertami – to tak, jak najbardziej. Media powinny sięgać po ekspertów jak najczęściej to możliwe, tylko też muszą nauczyć się weryfikować takich specjalistów. Problem w tym, że polscy dziennikarze często nie mają pojęcia o np. technikach OSINT-owych, które pozwoliłyby im na, choć częściowe sprawdzenie rozmówcy.
Polecam też książkę: “Superprognozowanie. Sztuka i nauka prognozowania” Dana Gardnera i Philipa Tetlocka. Tam możemy dowiedzieć się jakie cechy powinien mieć tzw. “superforcaster”, które spokojnie można przenieść na grunt ekspertów.
Czy zauważasz obecność hoaxów i dezinformacji w swoim środowisku?
Oczywiście – istnieją przecież nawet całe media, które zajmują się sianiem dezinformacji czy propagandy. Nie czuję się jednak szczególnie ekspertem w tej dziedzinie, myślę, że więcej mogłaby o tym powiedzieć np. Małgorzata Kilian – prezeska Demagoga, bo dla nich fake newsy i factchecking to codzienność. Niemniej, dezinformacje w mediach się zdarzają – czasem celowo, a niekiedy podyktowane pośpiechem, nieznajomością tematu, przypadkowym błędem czy czystym lenistwem. Myślę, że nie mamy jakiegoś bardzo dużego problemu z fake newsami w Polsce w porównaniu np. do USA czy zachodniej Europy i wbrew pozorom ta rzetelność dziennikarska stoi u nas na dość wysokim poziomie. Same media też nie są tak skrajnie ukierunkowane na konkretne ideologie, jak – tutaj ponownie – ma to miejsce w Stanach… Niemniej, skłamałbym, gdybym powiedział, że nie widzę, aby w Polsce dziennikarze nie powielali fake newsów. Zresztą jeden z członków mojej rodziny był kiedyś bohaterem takowego. Skłamałbym również, gdybym powiedział, że mnie nigdy nie zdarzyło się podkręcić jakichś informacji w trakcie tworzenia artykułu. Dlatego chętnie sięgam po “ekspertyzę” specjalistów czy po prostu autoryzuję z nimi treści. To pomaga zminimalizować ryzyko popełnienia błędu i niecelowego powielenia mniej zgodnej z prawdą informacji czy wręcz fake newsa.
W pozostałych branżach, w których się obracam, jak np. copywriting, social media czy marketing – również dostrzegam fake newsy i dezinformacje. I to ponownie ma wiele czynników. Podstawą jest weryfikacja źródeł i nauczenie się jak rozpoznawać te niespójne czy nierzetelne informacje.
Jakich tematów według Ciebie brakuje w mediach? O czym pisze się za mało?
I tu po raz trzeci, ale mam nadzieję, że ostatni – to zależy. Mój umysł jest chyba za bardzo abstrakcyjny i zbyt wielowątkowy na takie pytania. Od razu w głowie rysuje mi się mapa myśli z wątkami do poruszenia i całą serią przyczynowo-skutkową. Jeżeli mówimy o mediach lokalnych, to często brakuje mi human stories miejscowych bohaterów i artykułów poświęconych historii regionalnej. To znaczy, nie jest tak, że nie ma takich treści w ogóle, ale jest ich stosunkowo mało albo w przypadku niektórych mediów – prawie w ogóle. Trochę za dużo jest u lokalsów tematów policyjnych i wypadkowych, a za mało takich czysto ludzkich. Wiadomo, z czego to wynika – wypadki pisze się najszybciej i dodatkowo generują one spory ruch na portalach.
Mimo wszystko warto sięgać po ciekawe lokalne postacie i pomóc im się choć trochę “wybić”, czy wskazać im, że kontakt z mediami to normalna sprawa tudzież fajna część komunikacji i promocji, a nie coś zarezerwowanego dla wybranych.
Jeżeli zaś mowa o mediach ogólnokrajowych, to brakuje mi publicystyki na takim wysokim, specjalistycznym poziomie. W sensie media typu Onet, Wirtualna Polska, Interia, TVN, Polsat, Gazeta Wyborcza – mają one olbrzymie budżety i stać ich na tworzenie interesujących autorskich cyklów czy programów, w których to dziennikarz jest prawdziwym ekspertem. Wydaje mi się, że jest jednak takich treści bardzo mało i coraz mniej. Nie wiem tylko, czy to wynika z tego, że ubywa odważnych i ambitnych dziennikarzy, czy bardziej ze spolegliwości i rozleniwienia wydawców, którzy skupieni są bardziej na zyskach reklamowych i tekstach napędzających po prostu sporo ruchu. Oczywiście, są portale branżowe, gdzie takich dziennikarzy-ekspertów można znaleźć, ale też zdarza się i to nierzadko, że wykonują oni nieco odtwórczą pracę tzn. przeredagowywanie notek prasowych, bo im większe medium, tym więcej takich materiałów do nich spływa. Tylko to paradoksalnie może odbierać ten autorytet dziennikarski. Życzyłbym sobie zwyczajnie więcej autorskich treści, a mniej przeredagowywania.
Co chciałbyś zmienić w mediach?
W sumie to poniekąd odpowiedziałem już na to pytanie wcześniej. Tak jak wspominałem – więcej autorskich treści. Najchętniej zmieniłbym także model zarabiania przez media. Obecnie to stare, tradycyjne dziennikarstwo, tj. gazetowe, boryka się z rewolucją digitalową i odcięciem dochodów w postaci coraz mniejszej sprzedaży gazet. Problemem jest to nawet dla takich gigantów jak Gazeta Wyborcza. To, co dopiero mają powiedzieć małe media lokalne, które wydawane są w jednym mieście lub jednym czy kilku powiatach. Sprzedaż prasy spada drastycznie, wystarczy spojrzeć na dane Związku Kontroli Dystrybucji Prasy. Praktycznie co kilka miesięcy czytam, jak gazety umierają. Print już nie wróci, to koniec ery papierowej, a era cyfrowa stawia nowe wyzwania.
Wydawcy nie wiedzą jak spieniężać treści tworzone przez ich dziennikarzy. Próbują pozyskiwać reklamodawców na swoje portale, ale to nie zawsze im wychodzi. Podobnie jest z paywallem – ten za bardzo w Polsce się nie sprawdza i nawet giganci nie mają przy nich jakichś szczególnie dobrych wyników. Po co mam płacić za czytanie newsów, które znajdę w 50 innych konkurencyjnych portalach? Radio 357 czy Radio Nowy Świat pokazały trochę, że można media z reklam uwolnić i uzyskać jeszcze większą swobodę, odpowiadając jedynie przed swoimi czytelnikami. Mam tu na myśli oczywiście pozyskiwanie dochodu za pomocą systemu napiwkowego. Taki model, bądź abonamencki – byłyby najkorzystniejsze dla mediów, zwłaszcza jeśli stanowiłyby one większą część ich dochodów. To pozwoliłoby na niezależność finansową względem reklamodawców, rządu czy samorządów. Po prostu nie trzeba by się było martwić, czy artykuły wygenerują odpowiednio dużą ilość ruchu organicznego, a portale nieco odciążyłyby się z reklam i treści sponsorowanych. Obeszłoby się też bez trików na sztuczne zwiększanie tego ruchu poprzez miliony przekierowań czy przeładowanie witryny na stronę główną, po zescrollowaniu na sam koniec artykułu lub sekcji komentarzy. Taki model napiwkowy czy abonamencki nie sprawdzi się jednak u każdego. Żeby zadziałał, trzeba mieć zbudowaną relację z czytelnikami. Medium musi mieć też jasną misję i transparentne wartości. Ludzie muszą po prostu wiedzieć, dlaczego mają je wspierać.
Chciałbym też, aby więcej dziennikarzy doświadczyło takich szans, jak miałem ja. Tzn. żeby mogli pracować nie tylko dla mediów, ale również z mediami. Ja stałem po obu stronach barykady – to pozwoliło mi na znaczne poszerzenie perspektywy i lepsze zrozumienie rynku medialnego w Polsce. Wiem, co jest atrakcyjne dla mediów i dziennikarzy, nie tylko dlatego, że sam nim jestem, ale również dlatego, że musiałem tworzyć takie treści, aby zainteresować nimi portale informacyjne czy branżowe. To bardzo rozwijające.
Zmieniłbym też w mediach samo podejście do szkolenia dziennikarzy. Coraz więcej czasu poświęca się na naukę SEO czy social mediów – nadrabiając braki w systemie edukacji, bo studia dziennikarskie takich rzeczy po prostu nie uczą. Wydawcy jednak czasami zapominają, co jest clou zawodu dziennikarza. A jest nim opowiadanie historii, odpowiadanie na problemy ludzi, bycie blisko społeczności i walczenie za nią o ważne dla niej kwestii. Pomija się zatem kompletnie szkolenia z tego, jak tworzyć relacje z czytelnikami i rozmówcami, jak wykorzystywać networking czy jak prowadzić konwersację. Mamy też braki w kwestiach OSINT-owych, factcheckingu, rozpoznawaniu technik manipulacyjnych czy w kwestiach poznawczo-behawioralnych. Po prostu w dziennikarstwie online trochę odebrano dziennikarzom te aspekty społeczne, humanistyczne, a skupiono się na tych czysto technicznych. Kolejne webinarium czy kurs SEO? No wiadomo. A ile redakcji w tym czasie pośle swoich dziennikarzy na szkolenia z zakresu OSINT-u, budowania sieci kontaktów czy na warsztaty z obszaru mowy ciała? To zresztą temat rzeka, mógłbym tak pisać w nieskończoność.
Jakie masz plany na ten rok?
Osiągnąć średnią przynajmniej 1000 słuchaczy pod podcastem “Miejsce na Twoją Reklamę”. Poszerzyć swoją sieć na LinkedIn o przynajmniej 300 wartościowych kontaktów. Bardziej dywersyfikować swoje źródła dochodu – chcę robić kilka rzeczy po godzinach, małe, proste projekty, ale szczegółów nie mogę teraz zdradzić. Dodatkowo planuję zaoszczędzić przynajmniej 5000 zł w bitcoinie i szerzej wejść w rynek aktywów cyfrowych. Z prywatnych – nauczyć się kaligrafii, więcej się ruszać, przeprowadzić się do Lublina, ukończyć planowane tatuaże i piercingi i przeczytać w końcu dzieła Lema!

Jestem dziennikarzem
BEZPŁATNA * usługa dla dziennikarzy i blogerów szukujących sprawdzonego źródła informacji i cytatów.
Jestem ekspertem
BEZPŁATNA * usługa dla ekspertów i firm, które chcą wypromować się w mediach.